Jacques de Côté

THROBBING GRISTLE W KOŁOBRZEGU ‘79

 

Tekst dedykuję pamięci
Genesis Breyer P-Orridge i Petera Christophersona

 

Skoro Sun Ra Arkestra wystąpiła w Kaliszu (1986), Crime& the City Solution w Słupsku (1988), a Kraftwerk w Zielonej Górze (1981), to dlaczegóżby ThrobbingGristle nie mogli wystąpić w Kołobrzegu (1979)?

Nową kartę w historii polskiej kultury odkrywa pochodzący z Oksytanii badacz polskiej popkultury, Jacques de Côté. Kartę, o której nie napisał w swojej najnowszej – bardzo dobrej zresztą – książce Bartosz Żurawiecki (dostępnej TUTAJ).

I.

Geniusz O. Wsianka (31 l.) stał oparty o starą przedwojenną latarnię i wpatrywał się w mur nieopodal, co chwila podnosząc nerwowo dwa palce – jakby salutując – ku daszkowi swojej wojskowej czapeczki. Nieopodal spacerował, zataczając koła na brukowanej ulicy, jeden z muzyków zespołu ThrobbingGristle, Piotr Krzysztoforski (28 l.): „Myślisz o tym co za murem, Gienia?”, „Mhm…” – odmruknął niechętnie, zatopiony w swoich czar­nych industrialnych myślach. O-Wsianka – „Ciekawe czy tam jest tak jak w komiksach Me­tal Hurlant albo w Stalkerze Tarkowskiego? Czołgi na drogach, ruiny, rozkładające się trupy zwierząt, głodujący wieśniacy, wielkie stalowe dźwigi w portach, hutach i kopal­niach, dysydenci drukujący swoje antysystemowe odezwy w piwnicach, alkoholizm, pro­stytucja, marazm, depresja…?”

„Nawet gorzej” – uciął lakonicznie Piotr, pogwizdując melodię ówczesnego prze­boju disco,I Feel Love„Donny Summer.

„Piotrze…!” – z pogardą spojrzał się na niego Geniusz – „Mógłbyś sobie darować…! Powaga chwili…!”

„Prawdziwy trickster i gnostyk zawsze robi wszystko na odwrót” – odpowiedział Piotr posyłając Gieni jeden ze swoich najsłodszych uśmiechów. Gienia spojrzał zimno swoimi stalowymi oczami na Piotra: „W porządku. Rozumiem. Komunikat przyjęty. Bacz­ność!”
Gienia wypiął pierś – „Odmaszerować!” – krzyknął krótko i zdecydowanie, i niczym z Ministerstwa Głupich Kroków sam odmaszerował w dół starej berlińskiej brukowanej ulicy deklamując głośno: „Disciplined! Disciplined! Disciplined…”.

Niedaleko kręcili się pozostali muzycy TG, Koza Tutti Frutti (30 l.) i jej narzeczony, Krzyś Karcer (32 l.). Odprowadzili zdumieni wzrokiem maszerującego dziarsko w stronę krojcberskichskłotów Gienię, pytająco spoglądając na Piotra: „Nie patrzcie tak na mnie, proszę… Także nie rozumiem…” – wzruszył ramionami Piotr, po czym dorzucił, uśmie­chając się ironicznie:–„Myślę, że poszedł spróbować barszczu i mielonych parówek za­nim ruszymy do Polski”.

Być może tak, a być może inaczej, wyglądała wycieczka brytyjskiego kolektywu industrialnego ThrobbingGristle do komunistycznej Polski via Berlin Zachodni i NRD w roku 1979.

„Well… Słyszałem od Bowiego te opowieści jak wysiadł w 1976 roku w Warszawie z pociągu i chodził po śródmieściu stolicy tego małego, zapomnianego państwa. Przyzna­wał, że nie widział brzydszego i paskudniejszego miejsca nigdy wcześniej w życiu. Zacze­pili go wówczas jacyś lokalni dysydenci, przedstawiający się jako Jack i Adam pytając czy nie ma na sprzedaż Cameli bez filtra [chodzi o Kuronia i Michnika – przyp. aut.], chociaż możliwe, że byli to tajni agenci udający dysydentów… Kto ich tam wie?! David puszczał mi nawet jakieś płyty z polską muzyką ludową, ale wtedy byłem fanem maszynowego i fa­brycznego hałasu, bardziej interesowały mnie młoty pneumatyczne, piece martenowskie czy portowe pochylnie, a nie jakieś tam chóry z głosami jak co najmniej trzydzieści głosów Joan Cross” – mówi dzisiaj pandrogyniczny Geniusz, który przedstawia się jako Genowefa Breja–O. Wsianka – „W każdym razie byłem zaintrygowany militaryzacją życia społecz­nego za Żelazną Kurtyną i brakiem odzewu z tamtej strony. Dzisiaj już jestem świadomy tego, że oni wiedzieli o nas wszystko: szpiegowali nasze gazety, przemycali nasze płyty, nasłuchiwali BBC Radio One na falach średnich, szczegółowo analizowali filmy brytyj­skiego realizmu, a prości robotnicy znali na pamięć Szekspira, Miltona i Shelleya! Byli go­towi na wszystko! Na wojnę z nami! Nothingshort of a total war! A to my, głupi Brytole, nie widzieliśmy nic o nich! Było to ze wszech miar intrygujące. Propaganda. Militaryzm. Centralizm. Robotnik i Kołchoźnica. Pancernik Potiemkin. Eisenstein. Powszechne dono­sicielstwo. Totalna stabilizacja. Kombinacja. Kontrola. Kryzys.” – przypomina sobie dziś Geniusz/Genowefa. – „Przyznam się, że jak byłem mały to wyobrażałem sobie, że gdzieś tam na Wschodzie, rzeczywiście z nieba zwisa olbrzymia kurtyna zrobiona z żelaza, wy­topiona w jednej z tych stalinowskich hut, które widywałem na kronikach filmowych BFI w moim kinie w Manchesterze na wzorowym, modernistycznym brytyjskim blokowisku dla brytyjskich robotników. Oczywiście, będąc w 1979 roku w Berlinie Zachodnim zwe­ryfikowałem te dziecięce wizualizacje.” – kończy cierpko opowieść o dumnej robotniczej Brytanii Gienek/Gienia.

II.

ThrobbingGristle przyjechało w 1979 roku do Berlina Zachodniego by zagrać kilka setów dźwiękowych i tam zetknęli się zaskoczeni z kwitnącą, niezależnie od trendóww Londynie, kulturą post-punkowo-industrialną. „Gienia był zaskoczony, ale i wściekły jednocześnie” – przyznał w jednym z wywiadów zmarły w 2012 Krzysztoforski – „Jeśli nie mógł czegoś kontrolować – był wściekły. Jeśli nie miał na coś wpływu – był wściekły. Ale potem mu mijało i zakochiwał się szybko i namiętnie. Dzięki temu mógł inkorporować do swojego światopoglądu i 'bytu-sztuki’ odmienne racje i wizje, które dialektycznie wybu­chały nową estetyką. Tak w końcu narodził się industrial.”

„W logo mieli w końcu zdjęcie polskiego obozu śmierci w Auschwitz, więc logiczne, że w końcu musieli tam pojechać” – opowiada ówczesny muzyk SPK, GraemeRevell, dziś kompozytor muzyki do hollywoodzkich filmów – „Jak to? To nie były polskie obozy śmierci? No jak to, przecież są w Polsce? Ha haha!” – śmieje się zrelaksowany Revell, sie­dząc w swojej willi w L.A. popijając dobrą whisky – „A zresztą, ja tam jestem Nowozeland­czykiem i tak naprawdę guzik mnie to obchodzi… Gienia już wcześniej przebąkiwał coś o polskiej wódce, że chciałby spróbować, że coś tam, ale myślę, że po cichu liczył, że spotka jakąś atrakcyjną Polkę, bo Koza już wtedy zaczynała 'kręcić’ z Krzyśkiem. W każdym razie po wizycie Gieni, myśmy później z SPK zagrali przecież we Wałbrzychu w kopalni, dla kil­kuset nieświadomych górników. Ziomuś! To był sztos! Stan wojenny, godzina policyjna, kolejki po srajtaśme, a tam my, z tymi swoimi świdrami, piłami i samplerami, czujesz to?! Górnicy stali jak sparaliżowani! Za to młodzież tańczyła i wyła z radości. Być może to dzięki nam upadł później komunizm…” – uśmiecha się szelmowsko Revell.

III.

Do dzisiaj nie ma zgodności co do tego, kto zaprosił tę rewolucyjną ekipę na jeden z najbardziej znienawidzonych i opluwanych festiwali w byłym PRL.

„Nienawidziłem komuchów – szczególnie brytyjskich komuchów – ale wycieczka do jądra ciemności światowego totalitaryzmu dawała mi większego kopa niż mieszanka desoxynu z metakwalonem. No chyba, że wystąpilibyśmy na Placu Czerwonym w Mo­skwie… W tym zimnym, brudnym świecie odnaleźliśmy się bardzo szybko. W tym zimnie był pierwiastek zamrożonej seksualności, który należało obudzić…” – filozuje Gienia.

„Nieprawda, nie odnaleźliśmy się tam wcale, O. Wsianka nawet nie chciał nas słu­chać. Było zimno, owszem, ale na Oxford Street zaopatrzyliśmy się w grube kurtki, ręka­wice, waciaki i futrzane czapy. Po czym okazało się, że festiwal w tym… eee… Kolobrajdżu odbywa się w… sierpniu. Och, mój angielski borze, jak można było się tak pomylić…” – śmieje się Koza Tutti Frutti.

„Tak naprawdę to chodziło o tę jakąś tajemniczą Ewkę, która zakochała się w Gienku. To była taka młoda polska artystka, która uciekła w 1972 przez Szwecję i Danię do Londynu. Kręciła się trochę przy Piotrku, ale jak pokumała, że on woli chłopców, uwie­siła się na Gienku. Koza nie dawała nic po sobie poznać – jak to prawdziwa sztywna i drę­twa Brytolka – ale w środku gotowała się ze wściekłości” – wspominał w roku 1999 w radio­wym wywiadzie Jan Balans (później w Coil), który wówczas jako 17-letni szczeniak towarzyszył ekipie w wycieczce do Polskiej Republiki Ludowej – „Swoją drogą, te wąsate chłopaki w mundurach były naprawdę sexy… Chciałem jakiegoś namówić na loda, ale byłem wtedy młody i nieśmiały… A ta cała Ewka? Cycata słowiańska blondyna z warkoczami, ot co. Hipiska właściwie. Gienek takie wtedy lubił.”

ThrobbingGristle wraz z towarzyszącą im świtą industrial-frików (Jan Balans, Da­wid Tybetański, Aleksander Ferguson, Douglas P, John Gosling, JillWestwood, RoseMcDo­wall…) jechali nocnym pociągiem relacji Przemyśl–Kołobrzeg po wizycie w Krakowie i Oświęcimiu.

„Tak, poznałem ich w 1979 bodajże, jak tutaj byli… Normalnie no, kuźwa wasza mać! Stali pod Adasiem na Rynku i wyglądali jak skrzyżowanie milicji obywatelskiej z Me­chaniczną Pomarańczą!” – przypomina sobie Pudel z grupy Pudelsi, popijając polską żytnią i zagryzając ogórkiem – „Byli jak jacyś kosmici z innej galaktyki na planecie KOMUNIZMstary, łapiesz to, nie? Dogadywaliśmy się ciężko, bo ich angielski nie był taki jaki znałem z filmów o Bondzie… Pobiegłem po Piotra Marka, awangardowego malarza i póź­niejszego muzyka Düpą. Oczywiście w try-mi-ga złapali wspólny język i nawet zaczęli coś tam jamować u niego na strychu, pokazywali mu te samplery, kibordy i inne srajty-bajery, ale nie było mnie przy tym. Że co? Czemu? Przywieźli zajebiście mocną trawę, prosto z Brixton, kuźwa ich mać, ot co…” – kończy smutno Pudel.

„Taaaa…” – uśmiecha się szeroko Józef Skrzek z zespołu SBB – „Byłem na tej sesji u Piotra… Ależ mieli bajeranckie pudła z pokrętłami! Podobno częściowo własnej roboty. Oczywiście dla nas byli kosmitami z innej czasoprzestrzeni. Dali mi trochę tymi pokrę­tłami i guzikami się pobawić… Nagrałem to na szpulaka marki Unitrai wykorzystałem 3 lata później przy tworzeniu soundtracku do filmu Piotra Szulkina Wojna światów – następne stulecie… Mocna trawa? Tam nie było żadnych narkotyków człowieku! Oni pili nasz vibovit i jedli sałatki z jabłkiem i porem…”

„Skrzek dzisiaj jest katolem, więc udaje świętego, a prawda jest taka, że walili wódę z Balansem i Goslingiem, a potem latali na golasa pod Wawelem i obszczywali taksówki” – denerwuje się John Porter, który wraz z Jackowskim i Korą również był na tej, legendarnej już, “The Strych Orgy”, jak to nazwał Gienia – „Dziwne, że ich pały nie zgarnęły… Dopiero niedawno, z archiwów IPN-u wyczytałem, że cała ekipa była – oczywiście – pod obserwa­cją tajniaków z SB i naukowców z PAN, a milicja miała zakaz zbliżania się do nich. Ja i Piotr Marek służyliśmy za tłumaczy, przy okazji wypytałem ich co tam nowego na Wyspach… Z Krzyśkiem Karcerem utrzymujemy kontakt do dziś, chociaż to, że jest fanem londyń­skiego Enfield Town F.C. a ja, jako Walijczyk kibicuję Swansea City A.F.C. to inna sprawa.” – szelmowsko mruga Porter.

„Pamiętam jak najebany Franz Dreadhunter i Bifhart z Wahehe opowiadali Balan­sowi i Krzysztoforskiemu o tym magicznym kamieniu na Wawelu, a także wkręcali opo­wieści o Smoku Wawelskim, a że ich angielski po pijaku był jaki był, to tamci słuchali tego w ten sposób, tak jak my dzisiaj słyszymy opowieści o płaskiej Ziemi, rządach reptylian i tego typu pierdołach…” – kręci głową Milo Kurtis – „Pamiętajcie, że to było 40 lat temu…”

Throbbingi wysiadły w Kołobrzegu sierpniowego poranka, gdzie podjęli ich Ma­gura Góralski, Afa Brylewski i Kamil Stoor z zespołu Kryzys (wtedy jeszcze The Boors czyli Wsiury), który rok później wystąpił w Kołobrzegu na I. Ogólnopolskim Przeglądzie Nowej Fali. „Byli fajnymi, wyluzowanymi gośćmi i gościówami” – mówi Magura – „Oczywiście, na ulicy wszyscy przystawali z rozdziawionymi ustami widząc ten megadziwaczny kontyn­gent, rozmawiający w jakimś bulgoczącym języku. Ich stylówa, otoczka, nie mówiąc już o muzyce, to była inna planeta, inny kosmos… Narzekali na bezrobocie u siebie, na inflację, na kryzys… I właśnie! Kryzys! Myśmy jeszcze wtedy nazywali się The Boors (pol. wsiury, buraki, chamy), ale zaraz po ich wyjeździe przemianowaliśmy się na Kryzys. To właśnie O. Wsianka często używał tego słowa. Niedawno dowiedziałem się, że młody Douglas P. z Death in June, który wtedy również tam był, podsłuchał naszą rozmowę i sam założył w Anglii zespół Crisis… Gienek dużo gadał wtedy z Afą [Robertem Brylewskim – przyp. aut.], ale nie mam pojęcia o czym. No i wszędzie wsadzała nos ta Ewka z Londynu… No dobra, to ona załatwiła im koncert i mówię ci, stary, to był dopiero strzał… Komunistyczne pieśni wojaków, a tu na scenę wchodzą brytyjscy skinheadzi w bojówkach, z czego połowa to geje… Pełny odlot…”

Throbbing Gristle zagrali około godziny 13, w pełnym sierpniowym słońcu, więc mało kto z widzów miał okazję ich zobaczyć, gdyż właściwe recitale Festiwalu Piosenki Żołnierskiej zaczynały się dopiero około godziny 19–20. Z zeznań świadków zagrali Ham­burger Lady, Auschwitz, Hot on the Heels of Love, Adrenalin i jakieś dłuższe noise’oweim­pro na sekwencerach, po czym zakończyli swój ‘recital’ choreograficznie wykonanym Discipline, w którym Balans, Gosling i Douglas P. maszerowali w-te-i-we-w-te po scenie krokiem defiladowym, Gienek wił się po scenie opleciony kablami, a dziewczyny machały flagami z logo Industrial Records.

„Tam było z jakieś 30 do 40 osób, z czego połowa to była nasza, poinformowana wcześniej o tym występie ekipa z Warszawy i Gdańska, tacy jak Dzedzej, Gruszka, Magik, Konkol, Lipiński, Świtalski, a druga połowa to byli jacyś wąsacze i tajniaki poprzebierane jak hipisi na Woodstock. Pewnie, cholera, myśleli że jak „kapely z zagramanicy” to The Beatles przyjadą, ha haha!” – śmieje się Paweł ‘Kelner’ Rozwadowski – „Byliśmy młodzi
i dla nas Throbbing Gristle byli po prostu starszymi kolegami, profesjonalistami, mimo „podziemnej” otoczki. Luter, Brunet i Róża z Gdańska [później muzycy grupy Deadlock – przyp. aut.] przy Discipline wykrzykiwali ‘PZPR! PZPR!’, hahaha! Ubekom pewnie zgrzy­tały szczeny, ale nawet nie kiwnęli na nas palcem…”

IV.

„Dziwne i niepokojące dźwięki. Czwórka genialnych muzyków z planety Londyn. Ich pochmurna sztywna angielska świta ubrana na czarno i w glanach. Dużo trawy, dużo wódki. Dobra zabawa, nowe kontakty. W sumie, dzięki tej Ewce w 1981 udało mi się wy­być do Szwecji. Tyle pamiętam z tej zabawy” – uciął moją rozmowę na skype Kamil Stoor.

Pomimo usilnych poszukiwań, nie znalazły się żadne taśmy ani zdjęcia – czy to w archiwach IPN-u, czy to w MI6 w Londynie

Szkoda, że Rafał Księżyk nie spytał Roberta o spotkanie z Throbbing Gristlew książce Kryzys w Babilonie, ale gdy słucham ostatnio czarnej płyty Brygady Kryzys, dopiero do mnie dociera skąd na tej płycie taki noise, metaliczne pogłosy, dziwne sample jakby z fabryki…

tłum. Jacek Żebrowski

[wszystkie wydarzenia i postacie są fikcyjne]

Throbbing Gristle w Berlinie Zachodnim (RFN), 1979, przekraczają granicę.

1. (l-p): Throbbing Gristle w Berlinie Zachodnim (RFN), 1979, przekraczają granicę.

koncert w Górniczym Domu Kultury, Wałbrzych, 1982.

2. S.P.K. – koncert w Górniczym Domu Kultury, Wałbrzych, 1982.

Jacques de Côté

 

Oksytański badacz polskiej kultury masowej; socjolog, patolog, dendrolog, mykolog; aktywista związany z Ruchem 1 Kwietnia. Autor książek naukowych L’effet des souris des champs sur la glaciationtertiaire au rez-de-chaussée, podróżniczej powieści-reportażu Auxfrontières des frontières qui n’existent pas (maishierellessemblaientl’être) oraz biografii Alfreda Korzybskiego Linguiste, espion, subversif. Mieszka w Sa­int-Félix-Lauragais, w regionie Oksytania, w departamencie Górna Garonna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *