Niektórzy będą rozczarowani – rozmowa Iwa Sadeckiego z Rafałem Różewiczem
Rafał, nie znamy się, nie licząc kilku wiadomości na Messengerze rozmawiamy ze sobą po raz pierwszy, dlatego cieszę się, że przystałeś na bezpośrednią konfrontację aniżeli na bierną wymianę maili, w której można cyzelować i wygładzać odpowiedzi, a przecież nie o to chodzi w rozmowie, zgodzisz się?
No tak, kilka dni temu miałem nagranie, opowiadałem o tej książce przed kamerą, teraz mówię do telefonu, myślę, że wyjdzie ciekawiej niż w przypadku wymiany wiadomości, gdzie zawsze jest czas na autokorektę.
Urodziłeś się rok po transformacji ustrojowej, więc Twoje wczesne dzieciństwo przypadło na lata 90., a obecnie jesteśmy świadkami swego rodzaju zbiorowej nostalgii za tym okresem. Myślę, że nie bez kozery twoją trzecią książkę otwiera wiersz „Naj ntisy”, choć po przeczytaniu go odnosi się wrażenie, że to dość przewrotny tytuł. Jaki masz stosunek do tego okresu i co sądzisz o tej popkulturowej tęsknocie?
Ten wiersz powstał jako ostatni i faktycznie jest dosyć przewrotny. Zbliżam się do trzydziestki, więc dla mnie takim naturalnym powrotem jest powrót do lat 90., czasu naszego dzieciństwa, przemiany ustrojowej, gazetek Bravo, Popcornu, ale z drugiej strony mam świadomość, że to był smutny okres w historii najnowszej Polski, bo okazało się, że transformacja nie jest tak idealna, jaka mogłaby się wydawać, czego najlepszy dowodem jest miejsce z którego pochodzę – Nowa Ruda, gdzie lata 90. były najtrudniejszym okresem w historii górnictwa w tym mieście. Zlikwidowano kopalnię, przez co wielu mieszkańców straciło pracę, zamknięto warsztat włókienniczy. Część osób straciła stabilność finansową, została wykluczona przez system, radykalny kapitalizm sprawił, że to był trudny czas, może nie dla Polski jako państwa, bo gospodarka zaczęła się rozwijać, ale dla ludzi z małych miejscowości owszem. Dla mnie wspomnienie tych czasów jest powrotem do mojego dzieciństwa, aczkolwiek jest to powrót słodko-gorzki i taki też jest ten wiersz.
Czyli konkluzja jest taka, że te „Naj ntisy”, wcale nie były takie naj?
Specjalnie to rozłączyłem, dzięki czemu już w tytule mamy grę słowną, która naprowadza czytelnika na charakter utworu – jest trochę ironicznie, trochę przewrotnie, ale jednocześnie sentymentalnie i nieco brutalnie.
„Przy praniu brudów nie da się uciec od polityki” napisałeś w jednym utworze. Wyziera z nich niejednokrotnie spore rozczarowanie obecnym stanem rzeczy – drożejący czynsz, zapaść w służbie zdrowia. Masz nawet jeden wiersz, i to mi się bardzo podoba, w którym eutanazja wychodzi na pierwszy plan – odważny, bo to kwestia wyraźnie polaryzująca. Z drugiej strony niewiele jest tematów, które w 2020 roku nie dzieliłyby polskiego społeczeństwa.
Tak naprawdę te tematy nie są przepracowane, one dzielą, ale nikt nad nimi się głębiej nie zastanowił.
Zgadza się, ale chciałbym cię zapytać, czy poezja może mieć jeszcze jakikolwiek wpływ na dyskurs polityczno-społeczny?
Mnie się wydaje, że ma ograniczony wpływ. Poezja w zasadzie nic nie znaczy, ale jest bardzo wielu autorów, którzy tworzą wiersze zaangażowane politycznie, więc jest ważna dla samych poetów, aby zlokalizować swoje odczucia i wpleść w utwory sprzeciw. W szerszym kontekście poezja nie ma jakiegoś większego znaczenia. Krytykujemy ten świat w bardzo wąskim gronie i tak naprawdę poza naszą bańką nikogo to nie obchodzi. Nie zmienia to faktu, że czasami na pewne kwestie trudno pozostać obojętnym. Poeta obserwuje i opisuje świat, który nie jest idealny, a właściwie z roku na rok jest coraz gorszy, a to, że go krytykuje jest wpisane w naturę twórcy, który stoi z boku i komentuje rzeczywistość przez pryzmat własnych doświadczeń. Niemniej problem jest szerszy – mimo bardzo dużego zaangażowania młodych twórców, objawiającego się tworzeniem wierszy, które mają określony charakter polityczny, poza samym pisaniem niewiele się dzieje.
Czyli rozumiem, że tworząc wiersz częściowo zaangażowany jesteś pogodzony z tym, że to jest takie trochę pisanie w próżnię i nie odbije się szerszym echem?
Tak i powiem ci, że ostatnio rozmawiałem z jednym krytykiem, który miał okazję przeczytać moją książkę. Zna dwa poprzednie tytuły i powiedział, że ta mu się nie podoba, że to jest najbardziej depresyjna pozycja z mojego dorobku i w zasadzie po co ona powstała? Powstała po to, żeby pokazać, że rezygnacja jest naturalnym krokiem w stadium rozwoju twórcy i właśnie pojawia się na kartach tej książki. Powiedział też, że ten tomik nie przynosi żadnej nadziei na poprawę, że dominuje w nim brak wiary w przyszłość. I ja się z tym absolutnie zgadzam, bo ta książka powstawała w momencie, kiedy jako człowiek, jako twórca, straciłem złudzenia, może też ambicje i nastąpiła rezygnacja z działania, które zamknęło się w samym myśleniu o tym działaniu.
Nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że bardzo często punktem odniesienia w wierszach z drugiej części „Po mroku” jest łóżko, kołdra, poduszka, koc. Z jednej strony rozumiem tę pochwałę atrybutów z najbliższego otoczenia, próbę stworzenia swojego prywatnego mikrokosmosu, niemniej zastanawia mnie ile da się wycisnąć z tych rekwizytów, żeby nie wywołać w czytelniku znużenia?
W pierwszej książce opisałem swoje całe mieszkanie i myślałem, że to już będzie wszystko, ale okazało się, że można wracać do tych samych przedmiotów i patrzeć na nie z nieco innej perspektywy. Tutaj chciałem też trochę zawęzić rekwizytorium, więc na pierwszy plan wychodzi łóżko i przedmioty mu towarzyszące o których wspomniałeś, niemniej starałem się opisać je na różny sposób – z perspektywy osoby leżącej, z perspektywy ludzi, którzy tę osobę odwiedzają, z perspektywy jego elementów, czyli koca, kołdry itd. Chciałem trochę z tego zrobić requiem dla łóżka, ale też swego rodzaju hołd. Zawsze pisałem o przedmiotach, zawsze mnie nęciły, ale teraz doszedłem wniosku, że skoro jestem na takim, a nie innym etapie życia, gdzie przede wszystkim obserwuję świat z perspektywy osoby leżącej to łóżko będzie w centrum. Pomyślałem też, że nawiążę do sztuk Tadeusza Różewicza, gdzie głównym atrybutem było łóżko. Mam nadzieję, że zrobiłem to na tyle ciekawie i tomik jest przeplatany na tyle różnorodnymi tekstami, że nie wywoła to znużenia.
Wspomniałeś o perspektywach, a ja chciałem skupić się na wierszu o tym samym tytule, w którym nawiązałeś do Stephena Hawkinga, gdzie rezonują pewne fizyczne ograniczenia wynikające z niepełnosprawności. Trudno nie ulec wrażeniu, że jest to trochę autobiograficzny tekst, ty sam jesteś osobą niepełnosprawną i w związku z tym chciałbym zapytać jak to wpływa na twoją tożsamość literacką?
Unikałem tego typu tematów w swojej twórczości, ale zostałem zmuszony przez rzeczywistość do tego, żeby podjąć rękawicę. Wydarzyły się pewne sytuacje, które były dla mnie osobiście smutne, które mocno przeżyłem, ponieważ spotkałem się z dyskryminacją ze względu na swoją niepełnosprawność. Zawsze od tego uciekałem, musiałem to sam przepracować, niemniej ze względu na autobiograficzny charakter książki ten utwór, podobnie jak „Jestem kaleką Kafki” znalazły się w „Po mroku”. Czytam je też na spotkaniach autorskich, bo jest to pewna forma autoterapii. Swobodnie o tym mówię, na co dzień sam pracuję z osobami niepełnosprawnymi, więc okazuje się, że te wiersze stały się dla mnie czymś naturalnym, choć miałem przed tym opory.
Podoba mi się puenta w wierszu „Stany Zjednoczone”: „To przecież wiersz, / on ma za zadanie wyjść z domu. Nie ja.” Przypomniał mi się tekst „Kim jest ta dziwna nieznajoma?” z twojej poprzedniej książki, w którym kończysz „Więc piszę wiersz, może jemu uda się kiedyś zagadać.” Ciekawy jest ten zabieg stawiania wyzwań wierszowi, traktowania go w kategorii jednostki do zadań specjalnych, z drugiej strony to przecież twój twór, więc jego ograniczenia są twoimi ograniczeniami. A może się mylę?
Ciekawą rzecz tutaj poruszyłeś, jakoś się nad tym nie zastanawiałem, że ograniczenia wiersza można porównać do samego podmiotu czy twórcy, ale czy ja stawiam jakieś zadanie wierszom? Trochę tak i trochę nie – wiersz musi być dobry. Zastanawiamy się nad tym jak on jest napisany, jakim warsztatem dysponuje twórca, ale co zrobi z tym wierszem czytelnik to już trochę poza mną, to on może mu przypisać jakąś rolę: społeczną, polityczną, czy konfesyjną. Wiersz po prostu jest, funkcjonuje jako tekst, a później wrzuca się go w rozmaite konteksty, przypisujemy mu dane funkcje i tyle. W przytoczonym przez Ciebie fragmencie chciałem też nawiązać do tej słynnej frazy Andrzeja Sosnowskiego „wiersz wychodzi z domu i nigdy nie wraca”, więc jest trochę tak, że ja te wiersze wypycham z domu, bo nie wypycham samego siebie, jestem domatorem, większość czasu spędzam w mieszkaniu. Autor żyje, myśli, pisze, ale odpowiedzialność zrzuca na wiersze, a później ona przechodzi na czytelnika, więc autor jest trochę pomiędzy, albo nawet poza tym.
Zauważyłem, że w niektórych wierszach dosyć wyraźnie wbijasz szpilę korporacjom. Skąd ta niechęć, masz jakieś przykre doświadczenia z tego rodzaju instytucjami?
Mieszkam w centrum Wrocławia i miałem przez jakiś czas widok na kawałek zieleni. Niestety przyszedł deweloper, postawił jebitny hotel, więc teraz nic nie widzę z okien swojego mieszkania, a dodatkowo czasem na elewacji pojawiają się jakieś billboardy z reklamą mydła. To jest taka naturalna reakcja człowieka, który się wkurza, że zabudowują mu przestrzeń – dzielnica w której mieszkam od 10 lat stała się dzielnicą stricte biznesową, powstało wiele biurowców, które wyglądają tak samo i to jest bardzo przygnębiający widok. Swoją drogą, zastanawiam się, kiedy ze względu na to sąsiedztwo czynsz wzrośnie do tego stopnia, że nie będą go mógł opłacić. Poza tym, jestem bardziej na lewo i nie lubię systemu w którym obecnie żyjemy, bo to jest oligopol, czyli rządy kilkunastu wielkich podmiotów, i tak naprawdę konkurencja w tym wypadku nie istnieje, dla małych przedsiębiorstw po prostu nie ma zbytnio miejsca. Boję się, że świat będzie wyglądał tak, jak z Resident Evil, jak jedna wielka korporacja Umbrella. Ciekawe jest też to, że w tych biurowcach światło jest zawsze włączone, przez co trochę przypomina mi to zagrywki stalinowskie – w pałacu na Kremlu zawsze paliło się światło, bo wódz nigdy nie spał. Wtedy mieliśmy totalitaryzm stalinowski, teraz mamy totalitaryzm kapitalistyczny – Wielki Brat patrzy, monitoring na każdym kroku, twoja wolność jest ograniczona. I dla mnie ten świat kurczy się do rozmiarów łóżka, bo to jest jedyne miejsce, gdzie można poczuć jakiś zew wolności.
Na koniec chciałbym jeszcze poruszyć kwestię twojej działalności literackiej, ale nie tyle związanej z pisaniem wierszy, co z pisaniem o wierszach innych twórców. Zdarzało ci się jeszcze jakiś czas temu tworzyć coroczne podsumowania dotyczące polskiej poezji, zwłaszcza w kontekście autorów urodzonych po 1990 roku – to zresztą było twoje główne założenie, kiedy powołałeś do życia „2Miesięcznik”, ale ostatnio temat ucichł. Zastanawiam się z czego to wynika: brak czasu, zmęczenie materiału, a może po prostu młodzi twórcy już cię nie przekonują?
Przede wszystkim brak czasu, proza życia sprawiła, że musiałem się zająć innymi rzeczami, ale cały czas śledzę debiuty i o nich myślę. Takim naturalnym przedłużeniem działalności o której wspomniałeś jest nagroda literacka FEJM, którą organizuję razem z moją narzeczoną, Natalią Dziubą. Jest to nagroda ufundowana z prywatnych środków dla najlepszego debiutanta/debiutantki w danym roku, wręczenie prawdopodobnie nastąpi w lutym. Nawiązując do twojego pytania, cieszę się, że z „2Miesięcznika” wzięło przykład kilka kwartalników literackich – z tego co pamiętam parę lat temu nie było w ogóle żadnego młodoliterackiego pisma, powstał „2Miesięcznik”, potem się zamknął, ale pojawiło wiele innych tytułów, które w jakimś stopniu odwołują się do tego czasopisma, o ile się nie mylę „Mały Format” nawiązuje do niego w swoim manifeście, czyli wychodzi na to, że stworzyłem pismo kultowe. Cieszy mnie więc, że zainicjowałem pewien mechanizm – w natłoku tej świetnej literatury i krytyki literackiej młodych ludzi, „2Miesięcznik” jest niepotrzebny, spełnił swoją funkcję, roczniki 90’ wzięły się za siebie i stworzyły własne komitety, kwartalniki. We Wrocławiu nie wyszło, bo nie mamy tutaj jak dotąd żadnego czasopisma, w przeciwieństwie do Krakowa czy Warszawy, ale cieszę się, że zapoczątkowałem pewną dyskusję i jestem wdzięczny, że niektórzy autorzy w swoich biogramach wspominają, że publikowali w „2Miesięczniku”. To jest miłe i chyba świadczy też o tym, że młodzi twórcy instynktownie potrzebowali takiego czasopisma, które zainaugurowało szturm młodych w literaturze polskiej.
Rafał Różewicz – (urodzony w 1990 roku w Nowej Rudzie) jest poetą i redaktorem. Wydał trzy zbiory wierszy: Product placement (Zeszyty Poetyckie, Gniezno 2014), Państwo przodem (Fundacja Duży Format, Warszawa 2016) i Po mrok (wydawnictwo j, Wrocław 2019). Wyróżniony w „Złotym Środku Poezji” w Kutnie (2015), nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2015) oraz do Wrocławskiej Nagrody Kulturalnej „Gazety Wyborczej Wrocław” WARTO (2015, 2017). Zwycięzca plebiscytu „Browar za debiut” (2015). Mieszka we Wrocławiu.
Iwo Sadecki – twórca i administrator fanpage’a „Spisane na straty”, członek kolektywu redaktorskiego kwartalnika „Strona Czynna”. Publikował w „Fabulariach”, „Autografie”, antologii „Dzieci wolności”, na stronie wydawnictwa j. Mieszka nad morzem.