Wszyscy jesteśmy surrealistami – rozmowa Piotra Borkowicz z Nikodemem Lazurkiem

Powiedz mi jak to się u ciebie zaczęło, jak doszedłeś do takiej formy wyrazu?

Formy pośród których szukałem, wydawały mi się zawsze niekompletne, niezależnie od tego w której z nich próbowałem się odnaleźć. Zależy mi na tym, żeby przejść od koncepcji do gotowego tworu a wiadomo, że gdy przyjdzie do rysunku i malarstwa twoja koncepcja może ulec zmianie nawet po tym jak włożyłeś w swoją pracę dużo wysiłku. Ja dorastałem trochę w przeświadczeniu, że jeśli coś jest łatwe do zrobienia to jest do niczego. Kolaż cyfrowy był dla mnie pierwszym przykładem tego, że można stworzyć coś, co jest proste w wykonaniu, nie wymaga dużego nakładu pracy i jednocześnie może odebrane jako coś wartościowego i świeżego.

Prosta technika była jedynym czynnikiem, który cię popchnął w tę stronę?

Kiedy skończyłem 16 lat kolaż cyfrowy zyskał rangę czegoś poważniejszego. Między innymi przez nurt vaporwave, z którym zetknąłem się wówczas po raz pierwszy. Na pewno przełomowy był dla mnie moment, w którym poznałem twórczość Young Leana. Zdałem sobie sprawę, że estetyka, jakiej używa w swoich teledyskach była czymś, co miałem w głowie od zawsze. Nie widziałem jej nigdy na oczy, ale wiedziałem i czułem, że jest moja. 

Powiem ci, że ja też podświadomie czuję tę estetykę, odbieram ją jako coś znajomego. Dlaczego tak się dzieje? Jak myślisz, czy ma na to wpływ fakt, że jesteśmy osobami z tego samego pokolenia?

Z całą pewnością. W zasadzie u Yung Leana vaporwave występuje tylko w śladowych ilościach, ale ja zacząłem kopać głębiej, aż dotarłem do estetycznego rdzenia tego nurtu. Nie mówię tylko o latach 90., ale początku pierwszej dekady XXI w., roku 2004, czyli początkach Internetu w Polsce. Na pewno obaj możemy przywołać kilka obrazów związanych z tym okresem, pamiętamy ikony, wygaszacze ekranu, interfejsy starych systemów operacyjnych.

A twój fanpejdż „sadbvdda”? Vaporwave jest jedynym aspektem, który ukierunkował twoją twórczość?

Fanpejdż powstał od razu, przy pierwszym zrobionym obrazku. Zawsze chciałem być popularny nie będę tego ukrywał (śmiech). Jest jeszcze jeden aspekt, który ukształtował formę moich prac i jest nim moje zainteresowanie historią sztuki. 

Znając już część backstory twoich prac zastanawiam się nad przyporządkowaniem ich do jakiegoś porządku. Jak myślisz, czy możemy mówić tutaj o oddzielnym gatunku, czy można powiedzieć po prostu, że to są po prostu kolaże cyfrowe?

Zakładam, że przedstawianie w sztuce widzianej rzeczywistości to nic innego jak kopiowanie i doszedłem do wniosku, że skoro ktoś już skopiował jakąś figurę i nadał jej jakieś znaczenie, symbolikę, to ja już nie muszę tego robić. Zamiast tego mogę wykorzystać ten element w moich pracach, dlatego te figury wycinam i układam w różnych konfiguracjach równocześnie czerpiąc z czasu, kiedy w sztuce obowiązywała zasada mimesis. Tworzę
w takim samym stylu jakbym malował obraz.

Czyli w twoim wypadku forma jest współczesna a semantycznie odwołujesz się do historii sztuki. Powiedz mi od dawna się poruszasz w tematach związanych z tą dziedziną, od czego się zaczęła twoja przygoda z obrazami dawnych mistrzów?

Zaczęło się od Van Gogha, zacząłem interesować się poszczególnymi obrazami, potem przeszedłem do biografii, zacząłem eksplorować inne epoki, symboliki i treści obrazów. Kiedy zacząłem poznawać różne historie sztuk zacząłem się zastanawiać jak to się przekłada na to co robię. Zacząłem ostatnio interesować się ewolucją myśli modernistycznej, ale ciekawe jest to, że forma moich prac się przez to nie zmienia.

Dużo jest w twoich pracach pewnego poczucia absurdu, czarnego humoru, układasz swoje figury w taki sam sposób jak robili to dadaiści (Duchamp, Man Ray) w technice ready-made, tylko, że zamiast przedmiotów używasz różnych wycinków i układasz z nich nowe kompozycje. Jak odwołujesz się do dziedzictwa dadaistów?

No dadaizm jest bardzo bogatym nurtem, którego główna myśl jest bardzo swobodna. Można w niej znaleźć bunt dla buntu, chęć szokowania, przekraczania granic i to są te rzeczy, które od razu sobie na początku odpuściłem, bo chciałem, żeby moja narracja była bardziej harmoniczna, bardziej celowa niż chaotyczna. Dadaistyczną w moim przypadku może być forma i fakt, że jak coś stworzę to zastanawiam się co to może być i jak to nazwać, ale ogólnie staram się trzymać jednej myśli przewodniej, którą jest marność. Tego, że człowiek nie jest niczym szczególnym. Chcę podkreślić fizyczny aspekt bycia człowiekiem, dlatego często można w moich pracach znaleźć np. mięso. Pod każde przedstawienie ludzko-zwierzęce czy człowieka z rzeczą albo pożywieniem tę myśl można podciągnąć. Zestawiam dwa elementy, z których żaden z nich nie jest lepszy od drugiego. Jesteśmy niczym, ale co z tego. Może to bycie niczym jest zabawne, ale może też jest o wiele bardziej ciekawe niż bycie czymś i taką myśl staram się w swoich pracach przekazać.

Z jednej strony dużo u ciebie tej barokowej marności a z drugiej nasuwa mi się jeszcze twórczość Kurta Schwittersa i jego teorii „składania nowego świata ze szczątków”. Czy twoje kolaże mogą być odniesieniem do jego myśli?

On bardziej skupiał się na wytworach człowieka, cywilizacji, aby przekazywać swoją dadaistyczno-anarchistyczną myśl. Ja się staram uderzyć w trochę czulszy punkt, czyli ludzką dumę, człowieka samego w sobie. Zestawienie obrazów kultury wysokiej ze śmieci mogło być ówcześnie czymś szokującym, ja idę jednak o wiele dalej i zastanawiam się czy sam człowiek nie może być takim odpadkiem.

Trochę mówisz o odpadkach, trochę o mięsie, mi się od razu tutaj Wiesławiec Deluxe nasuwa. Zdarzało się wam współpracować?

Słyszałem już takie porównanie, że to co robimy ma jakiś wspólny pierwiastek. Collabo w ścisłym znaczeniu tego słowa nie było, ale robiliśmy ilustrację do jednego tekstu dla Nowego Formatu. On daje dużo tekstu, ja nie mam takiej cierpliwości poetyckiej. Myśl jest podobna, ale inaczej się ją odczuwa patrząc a inaczej polegając na tekście. Na pewno główna różnica polega na tym, że ja o wiele bardziej operuję obrazem a Wiesławiec opisem.

Jak już mówimy o kolaboracjach. Współpracujesz z Miłoszem Hołodym. Jak wygląda wasz układ?

On odpowiada za warstwę tekstową. Przesyła mi teksty, a ja zajmuję się resztą. Ja nie czuję bluesa tak bardzo jeśli chodzi o pisanie i w tym względzie bardzo mi odpowiada współpraca z Miłoszem. Nie pytam go czy ma coś konkretnie na myśli, ale czasami muszę się nieźle nagimnastykować, żeby dopasować jakiś obraz, bardzo mi się to podoba.

Mówiliśmy wcześniej o pewnej celowości czy harmoniczności twoich narracji. Obrazy dobierasz celowo czy polegasz czasami na zasadzie ślepego strzału?

Różnie, czasami nie mam wizji, szukam elementów, wybieram, jeden a potem drugi, wtedy podczas wyszukiwania przychodzi pomysł, w momencie łączenia elementów często też znajduję wizję. Albo bardziej to ona znajduje mnie. Czasami polegam wyłącznie na wrażeniach wzrokowych i potem dopiero szukam słowa, którym mogę mój twór nazwać. 

Zastanawia mnie rola podświadomości w procesie powstawania twoich prac. To, że zdarza ci się skakać przez kolejne skojarzenia, artykuły i obrazy. Trochę kojarzy mi się to z surrealistami, którzy pisali wiersze pismem automatycznym.

To już zakrawa na surrealizm dla zaawansowanych. Wydaje mi się, że oni spierali się o tę formę i sposób powstawania takiego tekstu, czy można faktycznie spisać podświadomość i na ile to będzie akt świadomy, ale generalnie zgadzam się. To co robię przypomina mi też postać Hansa Arpa, który dopiero po namalowaniu abstrakcyjnego obrazu zastanawiał się co przedstawia i na samym końcu starał się go nazwać. Robił to przez całe życie. U mnie to bardziej dopisywanie symboliki do całości.Tak naprawdę to są rzeczy, które dopiero sobie uświadomiłem po dokładniejszym zapoznaniu się ze wspomnianymi tutaj artystami i ruchami. Traktowałem to co robię jako rodzaj renesansowej układanki-obrazu. To jest coś o czym wspominałem wcześniej, do tego co robię mogą pasować różne teorie z różnych gatunków, a na powiązanie między świadomością a podświadomością należy patrzeć jak na pewne spektrum niż jednoznaczne tworzenie wyłącznie pod wpływem jednego lub drugiego. Bo czym innym jest inspiracja jeśli nie podświadomym impulsem? Wszyscy jesteśmy surrealistyczni albo wszyscy nie jesteśmy surrealistyczni. A najbardziej surrealistyczne jest chyba nie bycie surrealistycznym koniec końców. 

A ten surrealizm przenika do twojego życia? Czy starasz się oddzielać te dwie sfery?

W mojej sztuce wręcz staram się być trochę nad tym. Ale w życiu w kontaktach z ludźmi na przykład nie mam żadnego problemu z mówieniem rzeczy, które na pierwszy rzut oka wydają się totalnie bez sensu. Dla mnie to jest wyzwalające. W tym ujęciu surrealistyczny styl bycia mocno wzmocnił moją pewność siebie. To jest ten rodzaj sytuacji, kiedy podchodzisz do kogoś i wywołujesz w nim pewnego rodzaju niepewność, a sam tej niepewności nie odczuwasz. Niwelujesz swoje poczucie lęku, daje Ci to przewagę i pozwala się poczuć komfortowo. 

Z drugiej strony to też trochę dadaistyczne podejście. W sumie te dwa ruchy dobrze się uzupełniają. 

Spędziłem trochę czasu zastanawiając się nad tym jak mógłbym się zametkować i gdzie umieścić to co robię. Koniec końców nie można mi wyłącznie jednej łatki przypisać, ale te dwa kierunki zawsze przewiną się przez umysł świadomego odbiorcy. Generalnie sztuka renesansowa, dadaizm i surrealizm to są trzy filary, na których opieram to co robię. Jest jeszcze konstruktywizm, dla mnie prawdziwą istotą sztuki jest branie elementów i konstruowanie z nich, a nie mówienie, że jest się autorem każdej kropki i kreski. Tworzysz coś nowego i wcale nie udajesz się, że to nie są gotowe elementy, ale przyznajesz się do tego. Każda plama koloru, narysowany człowiek, zwierzę, to element który ktoś zobaczył, przerysował, tak naprawdę wszystko wokół nas to są gotowe elementy.

Zupełnie jakbyśmy żyli w świecie przedmiotów ready-made.

U mnie to ready made przebiega na płaszczyźnie. Trochę też jakbym bawił się w Boga albo jego brak. Z ludzkiej perspektywy akt tworzenia jest aktem syntezy. Chodzi mi o układanie rzeczy. 

Tu już trochę zahaczamy o metafizykę. Powiedz mi, stąd ten smutny budda w nazwie twojego fanpejdża? 

Nie, budda akurat pochodzi z drewnianej figurki buddy, którą posiadał mój kuzyn. To on zaproponował, że mógłbym się nazwać sadbvdda. Stwierdziłem, że to nie ma żadnego sensu, żadnego odniesienia do mnie i dlatego mi się to podoba. Taka surrealistyczno-dadaistyczna historia. No jak się zna ten wątek to ten przyrostek sad ma większy sens niż bvdda. Do mnie akurat bardziej pasuje sad a bvdda jest trochę od czapy. Nikt nie wie
skąd się wziął, oprócz mnie. 

Coś mi się wydaje, że teraz, po naszym wywiadzie, będzie o tym wiedziało znacznie większe grono osób. Dzięki za rozmowę.

Nikodem Lazurek – Urodzony w 1999 r. Niepomielone mięso odpowiedzialne za prezentowanie kolażu cyfrowego w internecie. Wyhodowany i osiadły w kujawsko- pomorskim. Oczekuje poklasku i klepania po plecach. Głównie konsumuje. Publikował w „Stonerze Polskim”, „Stronie Czynnej”, „Małym Formacie” oraz „Rzyradorze”.

Piotr Borkowicz – członek kolektywu redaktorskiego kwartalnika „Strona Czynna”. Finalista projektu „Połów. Poetyckie debiuty 2020” Biura Literackiego. Publikował w „2miesięczniku”, „Autografie”, „Blizie” oraz „Kontencie” i „Radykalnym Słoniu”.