Paweł Harlender

Piekło kobiet
Zapytaj mnie o nią
Zaraza

Paweł Harlender – Grafik, poeta, redaktor naczelny „Stonera Polskiego”. Publikował tu i tam. Laureat Połowu 2019. Autor filmików na YouTubie. Tworzy, pali kadzidełka, ogarnia temat. Ubóstwia koty jak Egipcjanin. Osiedlony w Krakowie.

Kajetan Szokalski – Dziury

Sąsiedzi zza zachodniej ściany od rana wiercą dziury.

Sugerując się nastroszonymi kocimi uszami, dwoma niezawodnymi radarami, śmiało mogę określić, że remont odbywa się we wspólnym, kuchenno-łazienkowym pionie. Borowanie w grubej warstwie żel-betonu, dzielącej dwa mieszkania w bloku z lat sześćdziesiątych, nie jest niczym łatwym. Wiem, bo sam próbowałem, a próba ta skończyła się wstydliwą płycizną, gdzie nie wlazłoby nic, a już na pewno nie przysłowiowy gwóźdź na obraz.

              Obraz więc, zamiast wisieć na ścianie, beztrosko podryguje na stole w rytm uderzeń. Trwa to zbyt długo, więc uciekając od hałasu, zaszyliśmy się z kotem w sypialni. Różnica jest taka, iż mam wrażenie, że całe to wiercenie odbywa się w salonie i łapię się na tym, że jestem zły na siebie, że ustawiłem tak głupią datę remontu. Wtem następuje cisza. Zadowolony sięgam po książkę, lecz szybko okazuje się, że sąsiedzi po prostu remontują interwałowo. Ponadto zmienili taktykę; do uciążliwego wiercenia, nie pozwalającego skupić myśli na niczym innym, w przerwach dorzucili młotek. Niezbędny element każdego domorosłego majsterkowicza. Przyklepać tu i poprawić tam, jak trzeba.

Zamykam oczy, bezsilnie zaciskam szczękę i stwierdzam, całkowicie zaskoczony, że sąsiedzi zupełnie przypadkiem wywiercili dziury na moje wspomnienia. Płycizna w ścianie powiększa się i rośnie; jest teraz jak rozłożysty bez z gładkimi listkami o głębokiej zielonej barwie. Obok, na drugim planie, z sapnięciem starszej pani osiadła drewniana, parterowa chata schowana pod ogromną brzozą która swoimi gałęziami i drobnymi ząbkowanymi liśćmi łaskocze zmurszałe dachówki. Całości zaś, czyli podwórka, rozpadającej się stajni oraz nowszej betonowej bryły chlewu, pilnuje gnijący żuraw smutno zaglądający do wyschniętej studni. Na próżno szuka tam odbicia swoich lepszych dni.

              Dni kiedy liście bzu były myśliwcami Rebeliantów, a te brzydsze brzozowe statki należały do Imperium. Dni podczas których nad piaszczystą leśną ścieżką w Rossoszu ważyły się losy wszechświata. Dni które na zawsze spowinowaciły się ze słonecznym lipcem oraz upalnym sierpniem. Synonim udanych wakacji, zimnej wody w rzece, dorodnych koźlaków i kraśniaków znajdowanych w młodym brzozowym lasku, który już wcale młody nie jest, pierwszej złowionej płotki, okonia i uklejki pod czujnym okiem ciotki Prehistorii. Pierwszego wypadku samochodowego w efekcie którego utopiłem czarno-zielonego resoraka w Zielawie. Smutno odprowadzałem wzrokiem jego małe cztery kółka, gdy tak znikał w mętnej wodzie. Nie wyłowiłem go sam ponieważ bałem się raków, a akcja ratunkowa taty nie powiodła się.

Kolejne wiercenie na kolejny obraz.

              W Rossoszu przede wszystkim nie mogło zabraknąć (pra)babci Frani. To ona jest ramą każdego z tych wspomnień. Może nie być jej w kadrze, lecz zawsze spinała wszystko w całość. Rodzice mówili na nią „mamo”, a ja z braćmi „babciu”. Było to zupełnie naturalne. Od kiedy pamiętam, (pra)babcia mieszkała u swojej córki, ciotki Prehistorii w Wisznicach, ale specjalnie dla nas otwierała dom w Rossoszu, abyśmy z braćmi mogli spędzić te dwa, trzy tygodnie tak jak moja mama spędzała całe swoje dzieciństwo. Czas mijał pod znakiem herbaty gotowanej na studziennej wodzie, a podawana w szklankach z plastikowymi nakładkami smakowała wyjątkowo. Beztroska, kąpiele rzeczne, eksplorowanie lasów, setki wyimaginowanych zabaw i wizyty w kościołach – w Wisznicach, albo w Rossoszu. Trzy wielkie mrowiska na tyłach domu, wzdłuż piaszczystej ścieżki. Pojedynki na patykomiecze, nazywane na modłę tolkienowskich tworów. Wakacje spędzane coraz częściej u ciotki Prehistorii, a nie w domu (pra)babci. Kuchnia w piwnicy, a obok pokój z łóżkiem i kanapą, z obrazem Matki Boskiej i oknem na poziomie gruntu. Zapach i smak białoruskich papierosów ciotki. Pierwsza książka Kinga przeczytana na niewyremontowanym tarasie. Piłkarskie mecze i badmintonowe pojedynki.

              Ciepły styczeń, czerwona kurtka i pogrzeb.

              Rodzice, poza moimi dwoma młodszymi braćmi, zabierali ze sobą kogoś z rodziny, niechętnie więc musiałem udać się do Rossosza z siostrą mamy, jej mężem i ich synem, a moim rówieśnikiem. Rodzina bliska, a w tym momencie jakże odległa. Pamiętam nieprzespaną noc na dmuchanym materacu, a potem pobudkę i podróż na lubelszczyznę. Kuzyn oglądał 39 i pół, a ja tępo śledziłem to, co się działo na ekranie.

              Bardzo bałem się (pra)babcię zobaczyć. Trumnę wystawiono w domu ciotki Prehistorii. Pokój był zatłoczony, jedynym dźwiękiem był się szmer przesuwanych w dłoniach koralików różańca oraz odmawianych koronek. (Pra)babcia miała siedem córek i syna. Każde z nich miało własne rodziny. Dzieci i wnuki. Wielu z nich widziałem pierwszy raz na oczy, albo pierwszy raz od lat. Innych widywało się okazyjnie. Wyminąłem wszystkich i stanąłem przed trumną. Pomodliłem się i pocałowałem (pra)babcię w czoło. Pamiętam, że gdyby nie jej zimna, jakby plastelinowa skóra, można by pomyśleć, że dopiero co zasnęła.

              Później, gdy grabarze szykowali (pra)babcię na ostatnią podróż do kościoła w Wisznicach, a ja roniłem łzy, któraś z ciotek szeptała za moimi plecami:

              – Ale, że w czerwonej kurtce na pogrzeb? Kto go tak ubrał?

              Obrzuciłem je krzywym spojrzeniem, nie rozumiejąc, dlaczego odmawiają mi żałoby.

              Teraz wiem, że one nosiły czarne strupy płaszczy, kiedy we mnie, dopiero co, wywiercono świeżą, otwartą ranę.

Kajetan Szokalski – Urodzony w 1993 r., pochodzi z Warszawy. Dziury to debiut literacki okupiony sporą dawką cierpliwości i jeszcze większą ilością pracy. W świat literatury zagłębił się za sprawą rodziców oraz na przekór obowiązkowej liście szkolnych lektur. Za najważniejsze uważa inspiracje płynące prosto z życia, które trzeba tylko zamknąć w odpowiednich ramach. Hobbystycznie śledzi hiszpańską ligę piłkarską, nałogowo czyta i recenzuje książki oraz średnio-wyczynowo pokonuje biegiem kolejne kilometry w Skaryszaku.

Mikhail Senkov

Mikhail Senkov – Białoruski artysta znany pod pseudonimem A. R. Ch. Jego prace zasiliły wiele prywatnych kolekcji w Austrii, Białorusi, Polsce, Rosji i Szwecji. Autor ponad 400 obrazów. Mieszka i pracuje w Mińsku.

Nikodem Lazurek

Gott mit uns
Astronaut
Rozpacz
Pierrot
Muchakardynalska

Nikodem Lazurek – Urodzony w 1999 r. Niepomielone mięso odpowiedzialne za prezentowanie kolażu cyfrowego w internecie. Wyhodowany i osiadły w kujawsko- pomorskim. Oczekuje poklasku i klepania po plecach. Głównie konsumuje. Publikował w „Stonerze Polskim”, „Stronie Czynnej”, „Małym Formacie” oraz „Rzyradorze”

Patryk Czarkowski

TAK

zdania kończą się przed językiem
czy mój język cię dotyka czy twój
pozostał wspólny ze mną polską lub
którąkolwiek les. na przykład czy
przykład nie powinien być rodzaju żeńskiego.

albo i lub że

wyjadamy wnętrza czarnych łupinek
wiatr je zwiewa chociaż
zaciskamy pięści

Patryk Czarkowski – Urodzony w roku 1982 w Białej Podlaskiej. Poeta, autor opowiadań. Publikował m. in. w „8. Arkuszu Odry”, „biBLiotece”, „Cegle”, „Frazie”, „Stronie Czynnej”, „Tlenie Literackiem”, „Wizjach” i antologii POETKI I POECI DLA LGBT+. Laureat „POŁOWU” 2012. Stypendysta Fundacji Grazella im. Marii Anny Siemieńskiej (2013). Laureat Nagrody Poetyckiej im. Anny Świrszczyńskiej (2015). Autor dwóch książek poetyckich: Precyzja roślin (Universitas, Kraków 2015) – wyróż-nienie na Kutnowskim Festiwalu „Złoty Środek Poezji” i Czekamy (WBPiCAK, Poznań 2017) – nagrodzone Krakowską Książką Miesiąca. Mieszka w Krakowie. Tłumaczony na słoweński (Katarina Šalamun-Biedrzycka) i słowacki (Silvia Kaščáková).

Aga Calipso

wiatr zmian

wiele lat temu postawiono tu budynek użytkowy. dziś zdecydowano,
że budynek się zużył. obserwuję, jak duch szefostwa unosi się nad gruzami.

w tym budynku trzymano kiedyś sieroty. od niedawna trzyma się w nim
policję. próbuję przypomnieć sobie melodię, którą często nucił mój ojciec.

ciszę zakłóca przeciągłe wycie syren

Aga Calipso – (też: agnieszka bykowska) Urodzona w. 1994, mieszka w Bydgoszczy. Publikowała m.in w „Fabulariach”, „Cegle” „Wydawnictwie J”. W 2018 roku zadebiutowała tomem zgorzej, jaźniej, zrealizowanym w ramach stypendium artystycznego. Od sierpnia 2020 organizuje cykl wydarzeń poetyckich w Bydgoszczy pod nazwą „Wiersze z Wolnego Wybiegu”. Gra na klawiszach w kilku projektach muzycznych.

Dominik Żyburtowicz

Guzik

Zaczęło się od wymiany przedmiotów:
mebli, odzieży, zegarków, portfeli.
Nie wiedział nikt, że żniwiarz
van Gogha obserwuje te zmiany z obrazu,

chcąc czegoś więcej. Za dzień, może dwa
naciśnie słoneczny guzik świata, ścinając
z tego luksusu wisienkę człowieka. Nie
potrafię podać przyczyny. Miało być tak pięknie,

ale nie jest, oj nie jest. Nie pomogły
najnowszej generacji smart TV ani para iPhone’ów
za dwanaście tysięcy złotych. Dlaczego? Proste:
nie rzeczy tworzą domostwo, lecz ludzie, oraz

ich brudne lub czyste sumienia. Słowa,
usta – to otwarta lub zamknięta rana,
którą słyszeli już chyba wszyscy sąsiedzi. Przestań
się w końcu tak wydzierać! Błagam… Ach,

tak już czasem jest, kochani, że zło
szarpie ludźmi jak marionetkami.
Żniwiarz van Gogha wychodzi z obrazu
i wypala trawy: Ludzie – powiada –

to morza krwi, złowa to krwawe fale. Noc.
Słoneczny guzik toczy się po podłodze.
W pustym, rozgrzanym od płaczu pokoju.
Za miesiąc wprowadzą się tutaj młodzi.

Dominik Żyburtowicz – Ur. w 1983 r. w Drawsku Pomorskim), poeta. Wydał tomy Żaglowce (WBPiCAK, Poznań 2015), Spaceboy (Instytut Mikołowski, Mikołów 2017), Klucze uniwersalne (WBPiCAK, Poznań 2019), Remedorium (Fundacja Kultury AFRONT, Bukowno 2019). Tłumaczony na języki angielski, włoski, rosyjski. Mieszka koło Koszalina.

Małgorzata Wątor

Bluszcz

Bluszcz jak nôstrój sã pnie
pò mie
Nibë ôrt widu wkół lëdzczégò cała
Przëkùti w cemnosc
Co wzérô
Na rozstajné drodżi
Pòtemù na trzãsawiskò
Ë pò przëgaszonëch gãbach
Chtërne bëłë na kraju lasa
To w mërgnieniu òka dżinie
Ë nick nie widzôł

Bluszcz

Bluszcz jak nastrój pnie się
po mnie
Jakby poświata
Przykuta w ciemność
Co patrzy
Na rozstaje dróg
Potem na błoto
I po przygaszonych twarzach
Które były na skraju lasu
To w mgnieniu oka znika
I nic nie widział

Chemiô nôtërë

To je taczé złączenié cząsteczk
Blëskòscë jistnieniô ë tegò co
Mòdrôk namieniony pòrzesził
Nacygô wònią
W pòréncznëch gòdzënach deszczu
Mòże bùten leżec i mùrszëc
Jaż pôchnie za plesnią
Mechã pòkrëté serce
Chce dwigac sã na dëchù
Na chtërnym pòrosłë wspòminczi

Chemia natury

To jest takie połączenie cząsteczek
Bliskości istnienia i tego co
Powiązał przeznaczony chaber
Nasiąka wonią
W porannych godzinach deszczu
Na zewnątrz może leżeć i butwieć
Aż pleśnią zapachnie
Mchem pokryte serce
Chce dźwignąć się na duchu
Na którym obrosły wspomnienia

Smãtk

Mòżesz sã napawac
Żôłcą i òctã
Czedë zdrzi na miã
Terô nienawistnym òkã
Karasela kòle ni
Płacze òbróbka plasticznô
Ë z ni jakôs białka
Nasëszëła brzadu
Na wëbiérną kartkã
Terôzka diôblé przëjacelstwò
Na nôbòżeństwò zwòni

Smętek

Możesz napawać się
Żółcią z octem
Kiedy zawistnym okiem
Patrzy na mnie
Karuzela koło niej
Płacze plastyczna obróbka
A z niej jakaś kobieta
Owoców nasuszyła
Na kartę wyborczą
Teraz gusła
Dzwonią na nabożeństwo

Małgorzata Wątor – Ur. w 1988 r. w Słupsku, jest z pochodzenia kaszubką o góralskim nazwisku. Od kilku lat mieszka w Gdańsku. Jest poetką i animatorką kultury. Publikuje po polsku i kaszubsku. Przewodnicząca i założycielka Kaszëbsczégò Karna Ksążczi w Sopocie. Wiersze publikowała m.in. w „2miesięczniku – Piśmie Ludzi Przełomowych”, „Akancie”, „Autografie”, „Fundacji Karpowicza”, „Gazecie Kulturalnej”, „Inter – Literatura Krytyka Kultura”, „Migotania – Gazeta Literacka” „Nowa Wieś Tworząca”, „Obszary Przepisane”, „Obywatelce”, „Odrze”, „Papier w dole”, „Pegaz Lubuski”, „Pisarze.pl” „Prowincji”, „Pomeranii” i „Stegnie”. Należy do „Literackiego Klubu Wers” w Bytowie, do grupy „Wtorkowych Spotkań Literackich” w Słupsku i do „Gdańskiego Klubu Poetów” w Gdańsku. Autorka tomu poezji Przeznaczona / Namienionô Gdańsk 2020.

Ryszard „Sidor” Sidorkiewicz

Powrót syna marnotrawnego
– wersja uwspółcześniona

pojednać się zjednać zjednoczyć się z nim
zbratać się usynowić przekupić obiecać
wymienić uściski podmienić poglądy
zmyć barwy wojenne znak pokoju posłać
wybaczyć odpuścić sercem szantażować

a jak się będzie stawiać postawi warunki
nie dać się sprowokować

spokojnie dać w mordę

W rozkroku

co krok to święty co święty to rozkrok
w rozkroku nie wiem zostać czy zawrócić
a może obejść ale z której strony
po wielkim łuku czy się raczej otrzeć

lecz który święty jest najbardziej święty
żeby otarcie bardziej uświęcało
czy pierwszy lepszy szeregowy święty
czy raczej święty od ważnej intencji

w którym urzędzie się kanonizować
w mniejszym czy większym świętych obcowaniu

a może lepiej z grzechu nie wychodzić
w domu pozostać i mieć święty spokój

Ryszard „Sidor” Sidorkiewicz – Góral spod Jasnej Góry. Studiował filologię bardzo bliskowschodnią oraz rodzimą. Uczy i się. Nigdy nie był w RPA, USA ani w PSL. Dużo pisze i pali. Z powodu klauzuli sumienia oraz przepisów RODO więcej grzechów nie pamięta, niczego nie żałuje i nie obiecuje poprawy.

Witold Pozorski

Auchan przy Szczęśliwej

Obiecaj mi,
jak obiecuje sobie dwoje kochanków,
Obiecaj mi, że
nie zabraknie dla mnie nigdy niczego,
co możesz mi dać.
Obiecaj mi, że
gdy skończy się Aleja Adamowicza,
trafię na Szcześliwą.
Obiecaj mi,
najlepsze z polskich miast,
że nie znikniesz jak Wenecja.

Witold Pozorski – Urodzony w 1997 roku w Gdańsku, mieszka w Sopocie. Filolog polski, menedżer, motocyklista. Poeta, animator kultury, współorganizator Festiwalu Literackiego Fala Poprzeczna. Do tego Polak, katolik i alkoholik, podobnie jak jego młodzieńcza fascynacja, Władysław Broniewski. Od komunizmu jak najdalej, jak najbliżej za to poezji i mocnych wrażeń.